Pewnego wrześniowego dnia 56-latek z Hongkongu źle się poczuł. Kilka miesięcy wcześniej, w maju, u mężczyzny przeprowadzono transplantację wątroby z powodu wirusowego zapalenia wątroby typu B. Obawiając się, że objawy mogą być wywołane odrzucaniem przeszczepu, czym prędzej udał się on do lekarza. Ból brzucha, nudności i żółtaczka jasno wskazywały na ostre zapalenie wątroby, ale badanie krwi nie wykryło żadnego z ludzkich szczepów wywołujących tę chorobę. Zaskoczeni lekarze postanowili więc zsekwencjonować genom wirusa. Efekt? Okazało się, że pacjent zaraził się szczurzym szczepem wirusowego zapalenia wątroby typu E.
To pierwszy tego typu przypadek, a przynajmniej – pierwszy laboratoryjnie potwierdzony. Chorzy z ewidentnymi objawami zapalenia wątroby, którzy nie wykazują przeciwciał przeciwko żadnemu z ludzkich wirusów WZW, to przecież nie nowość. Lekarze szukają wówczas innych przyczyn – nadużywania alkoholu, dziąłań niepożądanych leków czy schorzeń autoimmunologicznych. Tymczasem może okazać się, że za niewyjaśnione zachorowania odpowiadają gryzonie.
Wirus szczurzego zapalenia wątroby typu E odkryto po raz pierwszy w Niemczech w 2010 roku. Od tego czasu potwierdzano jego obecność na całym świecie, również w Hongkongu. Jego pierwsza ludzka ofiara mieszkała w lokalu sąsiadującym ze składzikiem na śmieci, gdzie gryzonie były częstymi gośćmi. Lokalne władze postanowiły więc przebadać bytujące tam zwierzęta na obecność drobnoustroju, której jednak nie wykazano. Patogen wykryto natomiast u szczura z tej okolicy... zamrożonego w 2012 roku.
Czy wirus może przeżyć w środowisku aż tyle lat? Jak zakażenie rozprzestrzenia się na ludzi? Czy mamy do czynienia z poważnym zagrożeniem? Nie wiadomo. Hipotezy specjalistów zakładają, że drogę zakażenia może stanowić spożycie pokarmu zanieczyszczonego szczurzymi odchodami, ugryzienie lub nawet wdychanie skontaminowanego powietrza. Trudno poznać mechanizm działania wroga, dopóki nie zaatakuje on kolejnych ofiar, a epidemiolodzy póki co nie przewidują masowych zachorowań.
Dlaczego? Przypadek mężczyzny z Hongkongu był szczególny ze względu na status jego układu odpornościowego. Jako pacjent świeżo po przeszczepie wątroby, czyli jednego z najczęściej odrzucanych narządów, przyjmował on zapewne duże dawki leków immunosupresyjnych, które znacznie zwiększyły jego podatność na infekcje. Bardzo możliwe, że u zdrowej osoby o prawidłowej odporności wirus szczurzego zapalenia wątroby typu E nie wywołałby żadnych negatywnych skutków.
Istnieje jednak też inna możliwość – być może na przestrzeni lat genom wirusa uległ mutacji umożliwiającej mu zarażanie ludzi, tak jak stało się to w przypadku świńskiej czy ptasiej grypy. Nawet jeśli do tego doszło, epidemia raczej nam nie zagraża. Rodzi się natomiast pytanie, czy przeciwciała przeciwko szczurzemu WZW powinny zostać włączone do standardowego panelu badań wykonywanych w przypadku zapalenia wątroby.
Choć nieco odmienny budową, szczurzy wirus WZW typu E wykazuje wiele podobieństw do ludzkiego. Wywołuje podobne objawy, a do ich zwalczania stosuje się te same leki (dzięki czemu mieszkaniec Hongkongu wyszedł z choroby bez szwanku dla zdrowia i nowo przeszczepionego narządu).
Wiadomo, że do zakażenia ludzkim wirusowym zapaleniem wątroby typu E dochodzi zazwyczaj po wypiciu zanieczyszczonej wody, więc powszechniej występuje on w słabiej rozwiniętych regionach świata. Zazwyczaj nie stanowi też większego zagrożenia, a po pewnym czasie objawy mogą nawet minąć samoistnie. Wysoką śmiertelność obserwuje się jedynie u ciężarnych i osób z upośledzoną odpornością. Czy wirus szczurzego WZW cechuje się podobnymi właściwościami? Na odpowiedź przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Źródła:
Contagion Live
Livescience.com
arstechnica.com
Źródło grafiki: 123rf.com
Więcej komentarzy...