Nowe przypadki wyleczenia HIV - rewolucja czy przedwczesna radość?

35 milionów zabitych i 37 milionów zakażonych na całym świecie - tyle ma już na sumieniu ludzki wirus niedoboru odporności, powszechnie znany jako HIV, choć odkryto go dopiero w latach 80. XX wieku. Nieleczona infekcja, do której dochodzi poprzez kontakt z zakażoną krwią lub stosunek seksualny z chorym, prowadzi do zmniejszenia liczby komórek układu immunologicznego w organizmie, większej podatności na ciężkie choroby zakaźne i niektóre nowotwory, a w końcu do przedwczesnej śmierci. Krótko mówiąc, wywołuje AIDS, czyli zespół nabytego niedoboru odporności.

Choć naukowcy wielokrotnie zapewniali, że są już o krok od stworzenia skutecznych szczepionek i terapii umożliwiającej wyeliminowanie wirusa z krwiobiegu, nadzieje zawsze okazywały się płonne. Miliardy dolarów wydane na badania nad HIV nie poszły jednak na marne, poskutkowały bowiem stworzeniem leków efektywnie hamujących namnażanie wirusa w organizmie i niszczenie przez niego białych krwinek, a tym samym zapobiegające rozwojowi AIDS. Coraz nowocześniejsze schematy tzw. terapii antyretrowirusowej pozwalają zarażonym przeżyć długie lata w pełnym zdrowiu, a kobietom z HIV - zaplanować ciążę, zmniejszając do minimum ryzyko transmisji zakażenia na dziecko. Nie odnotowano jednak przypadków całkowitego wyleczenia, czyli zniknięcia z krwi i innych tkanek zarówno wirusa, jak i przeciwciał przeciw niemu. Aż do roku 2007.

Timothy Ray Brown z amerykańskiego Seattle dowiedział się o zakażeniu HIV w 1995 roku, w wieku 29 lat. Odrzucony przez lokalną społeczność, przeprowadził się do Berlina, gdzie znalazł zrozumienie podobnych sobie i z powodzeniem poddawał się terapii antyretrowirusowej. Jednak w 2006 roku jego samopoczucie znacznie się pogorszyło. Diagnoza brzmiała jak kolejny wyrok: białaczka. Lekarze zadecydowali o konieczności transplantacji komórek macierzystych szpiku kostnego, a spośród kilkudziesięciu zgodnych antygenowo biorców wybrali osobę z pewną szczególną cechą: mutacją CCR5-Δ32. Uważa się, że zapewnia ona odporność na zakażenie HIV, ponieważ modyfikuje jeden z receptorów obecnych na powierzchni komórek układu odpornościowego i wykorzystywanych przez wirusa w celu przedostania się do organizmu.

Po pierwszej transplantacji białaczka nawróciła, więc Brown otrzymał kolejny przeszczep od tego samego dawcy. Tymczasem lekarze zauważyli niezwykłe zjawisko - liczba kopii wirusa w jego organizmie zaczęła spadać, aż stał się on niewykrywalny, podobnie jak skierowane przeciw niemu przeciwciała. Timothy zaprzestał więc przyjmowania leków antyretrowirusowych, lecz mimo tego HIV nie wrócił. W 2009 roku, na konferencji w rodzinnym mieście Browna, lekarze ogłosili, że po raz pierwszy na świecie doszło do całkowitego wyleczenia zakażonego HIV, początkowo nazywanego, w celu zachowania anonimowości, „pacjentem z Berlina”.

Musiała minąć dekada, nim usłyszeliśmy o podobnych przypadkach. Dopiero w marcu tego roku ogłoszono, że poddany przeszczepowi szpiku z powodu chłoniaka Hodgkina „pacjent z Londynu” został uznany za wolnego od HIV, a w wycinkach z węzłów chłonnych i jelita „pacjenta z Düsseldorfu”, który również niedawno przeszedł transplantację komórek macierzystych szpiku, nie znaleziono wirusa mimo 3 miesięcy bez terapii antyretrowirusowej. W obu przypadkach u dawców stwierdzono mutację CCR5-Δ32. Kilka kolejnych osób, znajdujących się pod obserwacją walczącej z AIDS barcelońskiej organizacji IrsiCaixa, wyeliminowało wirusa i przeciwciała z krwi po przeszczepie, lecz nadal przyjmuje leki na HIV.

Niestety powyższa metoda może przynieść korzyść jedynie zakażonym, u których rozwinie się nowotwór układu krwiotwórczego, czyli chłoniak lub białaczka. W pozostałych przypadkach przeszczep szpiku, poprzedzony radio- i chemioterapią, które mają zniszczyć nieprawidłowe białe krwinki, to procedura zbyt ryzykowna, niekiedy wywołująca śmiertelne w skutkach działania niepożądane. Jedno z nich polega na atakowaniu tkanek biorcy przez przeszczepione komórki i nazywane jest chorobą „przeszczep przeciw gospodarzowi” (ang. graft-versus-host disease - GVHD). Powikłanie to rozwinęło się u wszystkich dotychczas uznanych za wyleczonych i wzbudziło poważne wątpliwości co do istoty skuteczności metody u niektórych badaczy.

Co tak naprawdę odpowiada za jej sukces: transplantacja od nosiciela mutacji CCR5-Δ32, która zapobiega przenikaniu krążącego w organizmie wirusa do “nowych” białych krwinek, czy GVHD, zabijająca leukocyty zakażone uśpionymi formami HIV, nieodpowiadające na leki antyretrowirusowe? Trudno precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie, ale wiadomo na pewno, że spośród 6 pacjentów z niewykrywalnym wirusem pozostających pod obserwacją IrsiCaixa tylko jeden otrzymał komórki z mutacją, zaś wszyscy przebyli GVHD. Tak czy owak oba mechanizmy zainspirowały badaczy do rozwijania nowych technik terapeutycznych, na przykład przeprowadzania w białych krwinkach pacjentów z HIV genetycznych modyfikacji zapobiegających inwazji wirusa.

Do opracowania metody skutecznie eliminującej wirusa HIV z organizmu jeszcze daleka droga. Zresztą naukowcy ostrzegają, że nawet u osób uznanych za wolne od zakażenia patogen może kryć się w zakamarkach organizmu w niewykrywalnej formie, a po latach powrócić ze zdwojoną siłą. Historia „pacjenta z Berlina” i innych wyleczonych pokazuje jednak, by nigdy nie tracić nadziei, bo nawet z dwóch potencjalnie śmiertelnych chorób można wyjść bez szwanku - i przy okazji przyczynić się do rozwoju nauki!

 

Źródła:

New Scientist

Americans for Cures

Reuters

Contagion Live

Źródło filmu: Americans for Cures/Youtube.com

Źródło grafiki: 123rf.com

Grafiki

Przyznane oceny
0.0

0 wszystkich ocen
Zaloguj