Dlaczego alkohol zajmuje tak ważne miejsce w naszym otoczeniu, a posiadanie i palenie marihuany nadal jest uznawane za nielegalne w większości krajów? Czy wynika to, podobnie jak w przypadku innych narkotyków, z wysokiej szkodliwości kannabinoidów dla zdrowia i psychiki? Zwolennicy legalizacji marihuany od lat przytaczają ten sam argument, narzekając na obłudę władz: THC jest w rzeczywistości dużo zdrowszy niż etanol czy nikotyna i znacznie rzadziej uzależnia, lecz państwo woli przymknąć oko na powszechny problem alkoholowy i nadal czerpać zyski ze sprzedaży napojów wyskokowych. Ich oponenci odpowiadają, że brak jednoznacznych dowodów na niską szkodliwość marihuany, bo jako substancja nielegalna rzadko podlega ona badaniom na dużych grupach użytkowników. Jak jest naprawdę? Co o szkodliwości alkoholu i kannabinoidów mówi nauka?
Na początek przyjrzyjmy się wpływowi używek na układ sercowo-naczyniowy. W tej dyscyplinie alkohol wygrywa 1:0, o ile pije się go z umiarem. Lampka wina dziennie do obiadu obniży stężenie cholesterolu, tętno i ciśnienie, a więc i ryzyko miażdżycy. Marihuana, wprost przeciwnie, krótkotrwale przyspiesza rytm serca. Wydaje się jednak, że na dłuższą metę obie używki pozostają bez istotnego wpływu na serce i naczynia – nie udowodniono, by kannabinoidy zwiększały ryzyko zawału serca czy udaru mózgu, a korzystny efekt systematycznie spożywanych niewielkich ilości alkoholu zostaje szybko zniweczony, gdy pozwolimy sobie na o jednego drinka za dużo.
Zresztą przysłowiowy kieliszek wina do obiadu może wcale nie być taki zdrowy. Specjaliści zajmujący się biologią nowotworów biją na alarm, że nawet niewielkie, ale regularnie spożywane ilości alkoholu zwiększają ryzyko raka piersi, zarówno przed, jak i po menopauzie. Amerykański Narodowy Instytut Badań nad Rakiem włączył etanol na listę ludzkich karcynogenów (czyli substancji sprzyjających rozwojowi nowotworów). Tymczasem marihuana, choć początkowo sądzono, że podobnie jak papierosy może zwiększać ryzyko raka płuc oraz głowy i szyi, okazała się nie wywierać takiego wpływu.
Powróćmy jednak na chwilę do chorób układu sercowo-naczyniowego. Jednym z głównych czynników ryzyka ich wystąpienia jest otyłość, a przecież opowieści o nieposkromionych napadach apetytu po „paleniu trawy” to wiedza powszechna. Tymczasem badania wykazały, że użytkownicy marihuany mają nawet nieco mniejsze niż reszta populacji ryzyko otyłości, a skłonności do tycia wykazują raczej miłośnicy alkoholu. Po pierwsze, jego nadużywania wiąże się często z brakiem kontroli nad innymi impulsami, w tym głodem, po drugie, alkohol sam w sobie zawiera wiele kalorii, a przecież spożywamy go często w sytuacjach towarzyskich – na rodzinnych imprezach czy spotkaniach z przyjaciółmi, gdzie stół ugina się pod talerzami pełnymi smakołyków.
A jak wpływają wspomniane używki na sprawność ludzkiego układu nerwowego? Obie zaburzają pamięć, zwłaszcza u osób często lub w intensywnych ciągach korzystających z ich dobrodziejstw. Marihuana pogarsza pamięć krótkotrwałą i słowną, lecz ten efekt ustępuje kilka tygodni po odstawieniu używki. Alkohol upośledza natomiast pamięć biograficzną (czyli tworzenie wspomnień), zdolność koncentracji i planowania. I to niestety na długo – pamięć może nie wrócić do normy nawet po wielu latach abstynencji. Kiepska koncentracja wpływa niestety na zwiększenie liczby wypadków drogowych. Wykazano, iż posiadanie pół promila alkoholu we krwi zwiększa ryzyko kraksy niemal sześciokrotnie, a posiadanie wykrywalnego stężenia THC we krwi – wcale. Chyba że kierowca znajduje się jednocześnie pod wpływem obu używek – wówczas ich efekty nakładają się, niosąc katastrofalne skutki.
Jeśli zaś chodzi o efekty wywierane na psychikę użytkowników, każda substancja wiąże się z innymi zagrożeniami. Udowodniono, iż przewlekłe używanie marihuany sprzyja rozwojowi schizofrenii, zwłaszcza u osób z innymi czynnikami ryzyka tego schorzenia. Sporadyczne palenie może natomiast prowadzić do przemijających zaburzeń paranoidalnych. Alkohol często wiąże się z depresją, zaburzeniami lękowymi, aktami autoagresji i próbami samobójczymi, jednak trudno określić, czy wywołuje on te zaburzenia, czy raczej jest ich konsekwencją, a chorzy starają się uśmierzyć objawy, zaglądając do butelki. Wiadomo natomiast, że napoje wyskokowe sprzyjają czynom agresywnym, a marihuana – wręcz przeciwnie. Miłośnicy kannabinoidów dopuszczają się przemocy w związkach znacznie rzadziej niż przeciętny obywatel.
Co najważniejsze, marihuana ma mniejszy potencjał uzależniający i w zdecydowanie mniejszym stopniu zagraża życiu. W przeprowadzonej ponad 20 lat temu ankiecie zapytano 8000 respondentów o doświadczenia z używkami. Spośród wszystkich, którzy spróbowali choć raz marihuany, tylko 9% uzależniło się od tej substancji – znacząco mniej w porównaniu z 15% dla alkoholu czy 32% dla nikotyny. W 2014 roku ponad 30 tysięcy Amerykanów zmarło na choroby spowodowane nadużywaniem alkoholu, zaś gdyby doliczyć wypadki drogowe i zabójstwa pod wpływem napojów procentowych, liczba ta wzrosłaby do ponad 90 tysięcy. W tym samym okresie nie odnotowano ani jednego gonu spowodowanego przedawkowaniem marihuany, a trwające 16 lat badanie, którego wyniki opublikowano w American Jpurnal of Public Health, przekonuje, że długość życia osób systematycznie palących marihuanę jest identyczna jak przeciętnego, zdrowego obywatela.
W starciu alkohol kontra marihuana powyższe argumenty wydają się przemawiać na korzyść tej drugiej. Pamiętajmy jednak, iż wpływ alkoholu na zdrowie badany jest od lat, a kannabinoidów – od niedawna. Stopniowo pojawiają się kolejne doniesienia o niekorzystnych skutkach zdrowotnych THC lub substancji powstających podczas jego obróbki, o czym pisaliśmy już na naszej stronie (Nie taka świetna, jak ją malują: o szkodliwości marihuany). Argument o niskiej szkodliwości raczej nie przekona więc prawodawców do legalizacji marihuany.
Źródło: Science Alert
Źródło grafiki: 123rf.com
Więcej komentarzy...